Rybna Ferajna
Tegoroczne zimowe ferie rozpoczęliśmy od rodzinnej wyprawy do Trójmiasta. Zatrzymaliśmy się w spacerowej odległości od znanego Monciaka czyli sopockich Krupówek, dzięki czemu wyprawa nad piękne o tej porze roku morze i molo trwała niecałe 15 minut. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wścibskie pyskate sąsiedztwo, które postanowiło zepsuć na ferie już pierwszego dnia. Ale to opowieść na zupełnie inny wpis. Zdecydowaliśmy się nie zwracać uwagi na brak wychowania i trzaskające drzwi i zaczęliśmy pobyt w Sopocie od spaceru na molo i plażę. Solidny mróz, zapadający zmierzch i lodowaty wiatr próbował skrócić nasz spacer do minimum. Byliśmy jednak twardzi nie daliśmy się. Fale, huczący wiatr i mewy to kwintesencja polskiego morza. Latem dodać można jeszcze do niego gorący piasek i labirynt parawanów, ale teraz z oczywistych względów nie było nam to dane.
Nie jesteśmy jednak ze stali, więc schodziliśmy z molo mocno wytargani lodowatym wiatrem. Na szczęście w krajobraz sopockiego molo wpisała się sympatyczna restauracja Rybna Ferajna. Położona jest bardzo atrakcyjnie przy samym molo, na pierwszym piętrze w lewych arkadach. To wejście może nieco mylić. Widząc lekko przygaszone światła na dole myśleliśmy, ze restauracja jest zamknięta. Na szczęście zajrzeliśmy do środka i było już tylko lepiej: jasno, gustownie, ciepło, sympatycznie a przede wszystkim bardzo smacznie.
Choć w menu przeważają ryby i owoce morza, to coś dla siebie znajdą tu również Ci, którzy ryb nie lubią lub nie mogą ich jeść. My zamówiliśmy zupę rybną delikatną choć o zdecydowanym rybnym smaku, z lekko śmietanowo-chrzanową nutą.