Wielbicieli Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz do przeczytania najnowszej książki zachęcać nie trzeba. „Wnuczka do orzechów” to kolejny tom napisany lekką, tradycyjną prozą, z dużą dozą dobrego humoru, za którą przepadam. Trafiła już na półkę „książka na jeden wieczór”. Po raz dwudziesty spotkałam się z rodziną Borejków, z którą dorastałam, której kibicowałam podczas zawirowań rodzinno-miłosnych. Tym razem jednak do grona głównych bohaterów dołączają barwne postaci z zewnątrz. Jedna z najbardziej malowniczych i ekspresyjnych bohaterek Jeżycjady – Ida w charakterystyczny dla siebie sposób zmienia życie otaczających ją osób. Za sprawą biegania, lasu i gwałtownego charakteru trafia pod spokojny dach Doroty, gdzie postanawia zaszyć się na czas wakacji. Poukładana, zdrowo odżywiająca się Ida, osoba na wskroś miejska, szybko odnajduje się w wiejskim domu, wsiąka w jego przyjazną atmosferę, zaczyna żyć życiem jej mieszkanek: swojej wybawicielki i jej ekscentrycznych ale niezwykle sympatycznych ciotek. W tle dramatycznych wydarzeń pojawia się spokojna Gabrysia, pozostałe siostry Borejkówny wraz z rodzinami oraz ich ukochani rodzice. Książka Musierowicz nie byłaby pełna, gdyby nie uczestniczył w jej pisaniu Amor. Tym razem jego strzała trafia w młodych bohaterów książki. Akcja powieści, jak zwykle, niespiesznie pozwala rozwijać się uczuciom z silnym przekonaniem, że co komu pisane, to go nie ominie. To co szczególnie cenię sobie w prozie Małgorzaty Musierowicz, to niezachwiana pewność, że wszystko prędzej czy później dobrze się ułoży. Niewątpliwą atrakcją „Wnuczki” jest rywalizacja Ignacego i Józka a szczególnie zabawne perypetie pierwszego z nich. Drugi natomiast udowadnia sobie oraz swojej wymagającej mamie, że jego pomysł na życie może być równie dobry jak inne, a medycyna nie jest jedyną właściwą drogą. Gorąco polecam!