Dzisiaj mam ochotę rzucać mięsem. Tylko obecność mojego młodszego dziecka patrzącego podejrzliwie na warcząca mamusię powstrzymuje mnie od wyrzucenia z siebie kilku ciepłych słów. Mam wrażenie, że wiele osób do których powinniśmy mieć zaufanie zwyczajne stara się nabić nas w przysłowiową butelkę. Cynicznie wykorzystuje niewiedzę wpędzając w koszty, często wcale niemałe. Mówię tu o ludziach, którzy powinni reprezentować nasze interesy takich jak lekarze, prawnicy, ludzie współpracujący z nami od wielu lat. Robią wszystko, żeby powierzyć im swoje sprawy a jednocześnie „piszą drobnym drukiem” mając nadzieję, że się nie połapiemy. W niedługim czasie okazuje się, że poniesione koszty są wyłącznie stratą lub że do prowadzonych spraw trzeba raz po raz dokładać następne sumy pieniędzy. Gdybym była omnibusem, nie musiałabym szukać wsparcia u fachowców. Ale przecież to jest niemożliwe. Dlaczego tacy ludzie i firmy powodują, że tracę zaufanie, że musze sprawdzać w wielu innych źródłach, czy ktoś mnie reprezentujący ma rację i nie próbuje mnie oszukać. Dobrze, jeśli konsekwencje są wyłącznie finansowe. Takie działanie kładzie się potem cieniem na dalszej współpracy. Nie zawsze przecież rozwiązujemy od razu umowę, ale raz nadszarpnięte zaufanie trudno jest odbudować.