Do zamku w Kórniku zawsze było nam nie po drodze: za daleko, nie ten kierunek, za mało czasu. Przyszedł wreszcie czas, żeby nadrobić zaległości i odwiedzić również to miejsce.
Bezsporną ozdobą miasteczka, znanego od XIV wieku, jest zespół zamkowy wznoszący się na brzegu Jeziora Kórnickiego. Pierwszy gotycki zamek stanął tu na wzmocnionej palami wysepce w XV wieku. Sto lat później Górkowie rozpoczęli wznoszenie murowanej siedziby rodów i podobnie, jak to bywa z większością zamków, każdy kolejny właściciel przebudowywał go zgodnie z panującym stylem i własnymi upodobaniami. Za obecny wygląd odpowiada rodzina Działyńskich. Tytus Działyński a następnie Jan Kanty Działyński przebudował zamek z myślą o eksponowaniu dzieł sztuki oraz pamiątek narodowych. Ich krewny hrabia Władysław Zamojski wzbogacił i tak już pokaźną kolekcję o własne zbiory etnograficzne z Australii, Polinezji i Madagaskaru. W testamencie zapisał majątek narodowi polskiemu. Od 1954 roku zamek wraz z biblioteką należą do Polskiej Akademii Nauk.
Bryła zamku od frontu nie zrobił na nas szczególnego wrażenia. Może neogotycki most przerzucony przez fosę nadał jej nieco lekkości i uroku. Dopiero spacer wokół zamku spowodował, że zmieniliśmy o budowli zdanie. Krągła wieża z niesymetrycznymi oknami, czy taras i ganek od strony parku robią znacznie lepsze wrażenie. Zamek można zwiedzać. Po szczególnie pięknych drewnianych zamkowych podłogach posuwaliśmy się w ogromnych filcowych kapciach. Już dawno nie zwiedzałam żadnego muzeum w tym oldschoolowym obuwiu. Moje dzieci miały je na nogach po raz pierwszy i doskonale bawiły się jeżdżąc w nich jak na lodowisku. Towarzyszące nam liczne wycieczkowe grupy dzieci zachowywały się podobnie a stoicki spokój Pań pilnujących ekspozycji zrobił na mnie wrażenie.
Ekspozycja zamku składa się z pamiątek etnograficznych, trofeów myśliwskich oraz zbiorów historycznych. Największe wrażenie zrobiła na nas świeżo odnowiona Sala Mauretańska z pokaźnym zbiorem zbroi i broni oraz biblioteką. Dzieci pewnie zainteresuje legenda o Białej Damie – duchu kórnickiego zamku. Jest nią podobno Teofila z Działyńskich Szołdrska-Potulicka. Schodzi ona tuż przed północą w białej długiej sukni z obrazu w jednej z zamkowych sal i jeździ konno z rycerzem w czarnej zbroi po przyzamkowym parku. W ten sposób Teofila podobno pokutuje za rozebranie zameczku myśliwskiego Górków nad jeziorem Kórnickim, w którym diabły strzegły skarbów rodu Górków.
Idąc za przykładem Białej Damy i my również opuściliśmy mury zamkowe i podziwialiśmy imponujące botaniczne zbiory w arboretum w przyzamkowym parku. Można w nim zobaczyć ponad 3 tysiące gatunków i odmian drzew i krzewów z Europy, Azji i Ameryki. Nazw niektórych z nich nigdy wcześniej nie słyszałam. Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć gruszki na wierzbie, czyli gruszę wierzbolistną. W maju ogród zakwita magnoliami i różanecznikami w najbardziej nietypowych odmianach i kolorach. Twórcy arboretum pomyśleli również o młodych zwiedzających. Dla wycieczek szkolnych są polany i ścieżki edukacyjne a dla najmłodszych nieduży prac zabaw i polana piknikowa.
W piękny słoneczny dzień warto przespacerować się nową promenadą biegnącą brzegiem jeziora i wybrać się na przejażdżkę jednym ze statków Anna Maria lub Biała Dama. Rejs można również połączyć z obiadem w „Tawernie pod Żaglami" jedynej specjalistycznej restauracji w Kórniku, w której serwowane są ryby.
Zwiedzanie zamku polecam koneserom wystaw muzealnych i wycieczkom szkolnym natomiast spacer w zamkowych ogrodach, odpoczynek nad jeziorem oraz obiad na pięknym drewnianym tarasie z widokiem na panoramę jeziora zadowoli wszystkich. Nie dziwię się wcale, że okolice zamku są jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc w Wielkopolsce.
Polecam!
PS. Jedyną drobną rysą na tej wycieczce są opłaty. Trzeba zapłacić za parking, wstęp do zamku, bilet do arboretum, wycieczkę statkiem. Nawet toaleta płatna jest osobno, a przecież dla zwiedzających park i zamek mogłaby być w cenie biletu. Niby mała rzecz, a wrażenie pozostawiłoby milsze.