Coś do chleba, czyli pasty z wędzonej makreli
Czy pamiętacie trudne czasy, kiedy czekaliśmy niecierpliwie na informacje o statku, który płynął z cytrusami do Polski i kiedy szynka była tylko od święta? Ja pamiętam do dziś smak i zapach długo wyczekiwanych i egzotycznych produktów i rozczarowanie, kiedy na co dzień na kanapce znowu był żółty ser albo jajko. I choć mama jak większość gospodyń bardzo starała się urozmaicić domowe menu to i tak tęskniliśmy za zwykłymi parówkami.
Czasy się zmieniły i ekskluzywne wędliny są wyłącznie kwestią pieniędzy, owoce cytrusowe można kupić przez cały rok. Moje dzieci nie wyobrażają sobie innych czasów. Wspomnień o kartkach, kolejkach i braku w sklepach podstawowych produktów słuchają prawie jak opowieści o dinozaurach. Zmiana czasów dla mnie ma również trochę inny aspekt. Czasem marzę o czymś innym do chleba niż szynka, czy sucha krakowska.
Z takich nostalgicznych rozważań przed otwartą lodówką powstały dwie pasty z wędzonej makreli: jedna łagodniejsza choć z odrobiną majonezu i chrzanu druga ostrzejsza z musztardą i ostrą papryczką. Przyprawy do obu past trzeba dodawać z wyczuciem, żeby nie zgubić charakterystycznego smaku wędzonej ryby.
Pasta 1
Składniki:
wędzona makrela
2 ogórki konserwowe
garść posiekanego szczypiorku
2 łyżki soku z cytryny
łyżka majonezu
łyżeczka chrzanu
sól i pieprz