„Dziewczynka, która wypiła księżyc” Kelly Barnhill
Są takie książki, które na długo zapadają w pamięć, a te najbardziej niezwykłe wchodzą do kanonu i chcemy je przekazywać dalej. Nawet jeśli nie są to dzieła na miarę „Małego Księcia" a tylko albo aż książki, które dla nas są ważne warto je zapamiętać i wracać do nich bo często przeczytane po raz kolejny odkrywają przed nami nowe nieznane płaszczyzny. Wszyscy przecież znamy przygody Piotrusia Pana czy Alicji w Krainie Czarów i któregoś dania podsuniemy te książki naszym dzieciom. Dla mnie książkami do których mam szczególny sentyment są: „Babcia na jabłoni", „Złodziejka książek", czy „Matylda".
Dziś chciałabym opowiedzieć wam o kolejnej niezwykłej książce. „Dziewczynka, która wypiła księżyc" to powieść napisana pięknie i nietypowo, w której każdy znajdzie coś dla siebie: młodsi magię i przygody a starsi ponadczasową mądrość. Książkę tą kupiłam oczywiście dla swojej córki, ale kilka pierwszych stron spowodowało, że przeczytałam ją pierwsza.
Dla każdej matki książka zaczyna się przerażająco. Mieszkańcy Protektoratu żyją w strachu i smutku. Legenda głosi, że w lesie mieszka straszna wiedźma, której co roku należy złożyć daninę w postaci najmłodszego mieszkańca wioski. Tragedie rodzin, rozpacz matek, które co roku zmuszane są do pozostawienia w lesie swoich maleństw, smutek wiszący nad osadą i dziwny stary nieszczery człowiek sprawiają, że książka zapowiada się ponuro. Szybko jednak okazuje się, że wiedźma Xan chociaż jest czarownicą z krwi i kości z pewnością nie jest zła. Mieszka w lesie w drewnianym domu z małym smokiem Fyrianem i mądrym błotnym potworem Glerkiem. Xan co roku zabiera z lasu maleńkie dzieci, niezmiennie dziwiąc się dlaczego ludzie zostawiają te bezbronne istotki na polanie zupełnie same. Zabiera je ale nie po to, żeby zgładzić, ale żeby dać im nowe szczęśliwe życie.